<<Imię>>, założe się, że nie znosisz rybiego smrodu. Ja nie znosze. Unikam go jak zapalenia gardła. Co łączy śmierdzące ryby i negocjacje? Już tłumaczę. W negocjacjach śmierdząca ryba to przesadnie wygórowane żądania. Załóżmy, że kupujesz samochód. Sprzedawca wycenił auto na 38 000 zł. Chciałbyś nieco zbić cenę. Jednak jeśli po prostu zaproponujesz niższą cenę, trafisz na opór. Sprzedawca podniesie gardę, stanie się defensywny i z negocjacji nici. Zamiast tego podrzucasz śmierdzącą rybę. Prosisz sprzedawcę, aby dorzucił do samochodu zestaw zimowych opon i gwarancję na rok. Sprzedawca, zgodnie z oczekiwaniami, marszczy nos. Może nawet puknie się w czoło. Świetnie. O to chodziło. Teraz musisz oczyścić atmosferę i pozbyć się śmierdzącej ryby. Nie kryjąc rozczarowania, wycofujesz żądania. Jednak skoro Ty z czegoś rezygnujesz to i sprzedawca powinien pójść na ustępstwo. Prosisz o niewielki rabat. Powiedzmy 1000 zł na zimowe opony. Sprzedawca nie ma wyjścia. Musi się zgodzić. |