<<Imię>>, żyjemy w dziwnych czasach. Robert Lewandowski nadal bez złotej piłki, Boże Narodzenie wypada w weekend, a kredyt samochodowy starcza co najwyżej na paliwo. Jak żyć? Załóżmy, że w przyszłym roku chcesz zmienić samochód. Masz dwie możliwości. Albo zaczynasz zarabiać więcej, albo spotykasz bezdomnego, który całkiem przypadkiem ma na zbyciu nowego Mercedesa S-klasę. Zakładam, o ile nie masz na imię Tadeusz i nie mieszkasz w skromnej willi pod Toruniem, że druga opcja w grę nie wchodzi. Masz zatem jedno wyjście. Musisz podnieść ceny. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, prawda <<Imię>>? Z podnoszeniem cen jest jak z uprawianiem sportu. Niby wszyscy wiemy, że trzeba, ale jakoś zabrać się do tego nie możemy. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze boimy się odtrącenia. To mechanizm obronny, który chronił naszych praprzodków przed wykluczeniem z plemiona i niechybną śmiercią w paszczy pra-tygrysa, tudzież zwyczajnego mamuta. Mówiąc wprost mamy wrodzoną awersję do sytuacji, w których możemy usłyszeć NIE. Po drugie sami sobie utrudniamy życie. Gdy chcesz podnieść ceny, uruchamiasz wewnętrzny program zwany “negocjacje z samym sobą”. W efekcie pytanie, o ile podnieść ceny, zadajesz najmniej kompetentnej osobie. Samemu sobie. Ten proces skazany jest na porażkę. Dlaczego? Ponieważ kochasz swoją pracę. Miłość i pasja sprawiają, że praca wydaje się łatwa i przyjemna. A przekonanie, że wysoka cena idzie w parze z trudem, potem i krwią powstrzymuje nas przed podnoszeniem ceny. Na szczęście można sobie z tym poradzić. Wystarczy wykluczyć z negocjacji samych siebie. Przestań ustalać ceny dla siebie. Wyobraź sobie, że ustalasz je dla kogoś bliskiego. Partnera, partnerki, dzieci albo jeśli wolisz dla kota. Ważne, aby negocjować ceny w czyimś imieniu. Poza tym czas uświadomić sobie, że Twój produkt lub usługa jest jak tytuł szlachecki. Nie dla wszystkich. Wyższe ceny odstraszą niektórych klientów. Na szczęście tylko tych, którzy byli z Tobą dla pieniędzy. Spróbuj. Trzymam za Ciebie kciuki <<Imię>>. |