Język korzyści – czym go zastąpić?
Podaj dalej
Streszczenie: Chcesz lepiej opowiadać o swojej ofercie i układać teksty, które przekonują do współpracy? Zapomnij o języku korzyści i poznaj język cech.
Mówi się, że aby pisać przekonujące oferty, tworzyć opisy produktów, które sprzedają, należy oswoić się z językiem korzyści. Problem polega na tym, że ten język już nie działa. Zatem, jeśli sądzisz, że umiejętność opowiadania o korzyściach Twojej oferty, da Ci przewagę nad konkurencją, to mylisz tak samo błędnie jak Elizabeth Taylor, która 5 dni przed rozwodem powiedziała do męża: „Będziemy zawsze razem”.
Skoro nie język korzyści, to co? Język aspiracji.
Zacznijmy jednak od początku. A na początku było słowo „cecha„.
Dawno temu produkty na różnych rynkach policzyć można było na palcach jednej łapy czteropalczastej małpki. W tamtych czasach sprzedawca w sklepie pełnił rolę „podawacza”. Klient prosił o cukier i cukier dostawał. Nikt nie pytał o markę, wagę i skład, a ślad węglowy kojarzył się tylko z wycieczką do kopalni.
Zakupy były łatwe: cukier był po prostu słodkim dodatkiem do herbaty, telefon był urządzeniem do rozmów, a każde buty były takie same.
Klienci kupowali, gospodarka rosła, a konkurentów przybywało. Aby przyciągnąć klientów i wyróżnić się na półce, producenci musieli nauczyć się nowego języka cech.
Język cech
Język cech opowiadał o parametrach produktu i odpowiadał na pytanie: „jakie to jest?”.
Pod jego wpływem buty przestały być tylko butami i stały się butami ze skóry. Cukier przestał być tylko cukrem i stał się cukrem trzcinowym. Telefon stał się małym urządzeniem do surfowania po internecie.
Choć język cech sporo zmienił w marketingowej narracji, to produkt nadal był bohaterem opowieści. A dokładnie jego atrybuty: rozmiar, materiał, waga itd.
To jednak wystarczyło. Rynki dalej rosły, produktów przybywało, a cechy mnożyły się. W pewnym momencie cech i atrybutów było tak