80% ludzi używa AI źle. Zobacz, jak nie być w tej grupie.
Podaj dalej
W skrócie: Dla większości ludzi AI to zabawka. Gadżet, który stworzy ładną grafikę, przygotuje prosty post do social mediów, odpowie na banalne pytanie.
Ale sztuczna inteligencja potrafi znacznie więcej. Zobacz, jak w pięciu obszarach może realnie zmienić Twoje życie i biznes.
Czy AI może myśleć za Ciebie?
A może lepiej zapytać: czy może być Twoim osobistym doradcą?
Kimś, kto podpowie, co warto przeczytać.
Pokaże inny punkt widzenia.
Da znać, kiedy odpuścić – a kiedy przycisnąć i podnieść stawkę. Dosłownie.
Tak, może.
Ale tylko wtedy, gdy przestaniesz traktować ją jak tylko lepszą wyszukiwarkę. Albo jak zabawkę do generowania obrazków.
„Zrób to”, „pomóż mi z tym” – to za mało.
AI potrzebuje więcej.
Więcej kontekstu. Więcej intencji. Więcej Ciebie.
W tym filmie pokażę Ci, jak ja korzystam z AI, żeby wzmocnić się w pięciu konkretnych obszarach życia i pracy:
- produktywność,
- rozwiązywanie problemów,
- unikanie głupich decyzji,
- pisanie lepszych tekstów,
- zarabianie więcej – szybciej i mądrzej.
Mam dla Ciebie masę konkretnych porad i materiałów, które naprawdę mogą coś zmienić w Twoim życiu i biznesie.
AI jako doradca literacki
Jedna z pierwszych rzeczy, w których pomaga mi AI? Dobór książek.
Czytam sporo. Naprawdę sporo.
I to – o dziwo – bywa problemem. Im więcej książek za mną, tym częściej trafiam na te same pomysły, tylko inaczej opakowane. Do tego dochodzi czas.
Czytanie go pochłania, więc chcę mieć pewność, że dobrze go inwestuję.
Szukam książek, które przynoszą nowe myśli.
Które rozwijają mnie i pomagają rozwiązywać konkretne problemy.
Tyle że często wiem, czy książka coś wnosi, dopiero po kilkunastu – a czasem dopiero po kilkudziesięciu – stronach.
Mógłbym czytać recenzje. Ale każdy patrzy przez swój filtr – potrzeby, gust, doświadczenia. To, co u kogoś zadziałało, niekoniecznie zadziała u mnie.
Co robię inaczej: Własna historia czytania + AI
Pomyślałem, że potrzebuję kogoś, kto:
- zna moje potrzeby i upodobania,
- pamięta, co już czytałem – co było trafione, a co kompletnie nie,
- zna treść tysięcy książek.
I dokładnie kimś takim może być AI – o ile ma dostęp do odpowiednich danych.
Wszystkie przeczytane książki zapisuję w Goodreads. Wystawiam im oceny, czasem dopisuję notkę. Goodreads pozwala wyeksportować swoją bibliotekę. Taki plik wrzucam do Claude.ai.
Dzięki temu AI wie, co już przeczytałem. Wie, czego szukam. Wie, co mnie kręci.
Proszenie AI o rekomendacje na tej podstawie działa zaskakująco dobrze. Sztuczna Inteligencja analizuje moją historię czytania, wyłapuje powtarzające się wątki, rozpoznaje tematy, które mnie wciągają – i podpowiada książki, które:
- uzupełniają moją wiedzę,
- rozwijają wcześniejsze pomysły,
- albo są zupełnie inne – ale napisane stylem autorów, których lubię.
Mam do tego zestaw konkretnych promptów.
Efekty: Perełki zamiast hitów z topki
Mój literacki doradca znajduje książki, na które sam bym nie trafił.
Często są to mniej znane tytuły, z dala od mainstreamu, ale idealnie trafione.
Mam listę lektur na cały rok.
I co najważniejsze – nie marnuję czasu na byle co.
Dzięki temu systemowi odkryłem ostatnio kapitalną książkę: The Cold Start Problem Andrew Chena.
Angielska wersja, u nas mało znana. Bez tej metody – pewnie bym ją przegapił.
I serio – to działa lepiej niż przekopywanie się przez topki Goodreads czy rekomendacje z księgarni.
Po pierwsze: nie tracę czasu na szukanie.
Po drugie – algorytmy w popularnych serwisach faworyzują to, co już jest znane, popularne. A ja chcę czegoś więcej niż tylko książkowych hitów sezonu.
Jak możesz to powtórzyć?
Chcesz, żeby AI podpowiadało Ci książki tak trafnie, jak robi to u mnie?
Zrób to krok po kroku:
- Zbuduj własną bibliotekę przeczytanych książek.
Możesz użyć Goodreads, Excela albo dowolnej innej aplikacji. - Zaznacz w niej przynajmniej 20–30 tytułów i oceń je.
To absolutne minimum – AI potrzebuje punktu wyjścia, żeby wyciągać wnioski. - Wgraj tę bibliotekę do AI.
Aktualizuj ją co jakiś czas i pytaj o rekomendacje.
Strukturalne rozwiązywanie problemów
Problem: Utykanie w miejscu
Drugie zadanie, które zleciłem AI, było już trudniejsze. Chodzi o szukanie strukturalnych rozwiązań problemów. Co to znaczy? Już wyjaśniam.
Masz jakiś problem i totalnie nie wiesz, z której strony go ugryźć?
Większość ludzi wpisuje wtedy w AI coś w stylu:
„Zasięgi na Instagramie spadają – co mogę zrobić, żeby je podnieść?”
I co dostajesz?
To, co zawsze: porady z internetu. Znane. Oczywiste.
Czasem sensowne, ale nijak nie działają w Twoim przypadku.
Co robię inaczej: Szukam struktury, nie gotowca
To nie znaczy, że AI nie potrafi rozwiązywać problemów. Potrafi. Tylko że my źle pytamy. Zamiast rzucać pytanie wprost, warto najpierw znaleźć strukturę problemu. A potem poszukać, czy ten sam rodzaj problemu nie został już gdzieś kiedyś rozwiązany – może w zupełnie innej dziedzinie.
Bo każdy problem ma swoją konstrukcję. Trochę jak domy – z zewnątrz różne, ale w środku wszystkie mają fundamenty, ściany, dach, drzwi, okna. Tak samo jest z problemami. Choć na pierwszy rzut oka różne, często mają podobne „elementy”: źródło trudności, przeszkody, możliwe ścieżki, ograniczenia.
To znaczy, że podobny problem może występować w marketingu, biologii, chemii, komunikacji, sztuce… I prawie na pewno ktoś już coś podobnego rozgryzł. Nawet jeśli nie całkowicie, to przynajmniej w sposób, który może podsunąć nową perspektywę.
Przykład: Eksperyment z laserem i mostami
To nie tak, że AI nie umie rozwiązywać problemów. Umie.
Tylko że my źle pytamy.
Dlatego, zamiast rzucać pytanie od razu, próbuję najpierw rozłożyć problem na czynniki pierwsze.
Zrozumieć jego strukturę. I dopiero potem pytam AI:
gdzie indziej na świecie występuje taki sam układ problemu?
Bo każdy problem ma swoją wewnętrzną konstrukcję.
Trochę jak dom.
Z zewnątrz każdy wygląda inaczej, ale w środku?
Zawsze są fundamenty, ściany, dach, okna, drzwi. Różne, ale podobne.
Tak samo jest z problemami.
Pod spodem często kryją się te same „cegiełki”:
- źródło trudności,
- przeszkody,
- możliwe ścieżki,
- ograniczenia.
I to znaczy, że podobny problem mógł się już pojawić:
- w marketingu,
- w biologii,
- w chemii,
- w psychologii,
- a nawet w sztuce.
I ktoś – gdzieś – już go rozgryzł.
Może nie całkiem.
Może nie idealnie.
Ale wystarczająco, żeby podsunąć nową perspektywę.
Jest taki znany eksperyment, który idealnie pokazuje, o co chodzi w strukturze problemu.
Wyobraź sobie: Masz pacjenta z nowotworem. Można go wyleczyć za pomocą lasera – ale jest problem.
Jeśli skierujesz wiązkę prosto w chory organ (np. żołądek), potrzebna moc zniszczy zdrowe tkanki po drodze. Nie da się trafić mocno – i bezpiecznie – jednocześnie.
Jak to rozwiązać?
Większość osób nie miała pomysłu.
Ale gdy tym samym ludziom opowiedziano zupełnie inną historię – nagle wszystko stało się jasne.
Historia z innego świata:
Oddział żołnierzy ma zdobyć wieżę. Prowadzi do niej dziesięć mostów. Problem? Jeśli cały oddział przejdzie jednym mostem – most się zawali.
Rozwiązanie?
Proste: Podzielić żołnierzy na dziesięć mniejszych grup i wysłać każdą inną drogą. Pod wieżą znów się łączą – i zdobywają twierdzę.
Co to ma wspólnego z laserem?
Wszystko.
Po tej historii ludzie nagle widzieli rozwiązanie wcześniejszego problemu. Wystarczy podzielić wiązkę lasera – jak oddział. I skierować ją z kilku stron, mniejszą mocą. W miejscu choroby zsumuje się i zadziała.
Dwa zupełnie różne światy. Ta sama konstrukcja. Ta sama struktura problemu.
Efekt: Pomysły spoza schematu
Nauczyłem AI, żeby najpierw rozpoznawała strukturę problemu, a dopiero potem szukała rozwiązań – i to najlepiej w innych dziedzinach.
Efekt? Zaczęła podrzucać pomysły, na które sam bym nie wpadł.
Przykład z życia:
Zapytałem:
„Jak poradzić sobie z niskimi zasięgami w mediach społecznościowych?”
AI odpowiedziała:
„Spójrz na to jak biolog. Jak na rozprzestrzenianie się gatunków w ekosystemie.”
I to zmienia perspektywę.
Bo gatunki, które szybko zajmują nowe terytoria, mają wspólne cechy:
- potrafią przetrwać w różnych warunkach,
- są zaprojektowane do rozpraszania się.
I dokładnie to da się przełożyć na treści.
Zamiast tworzyć bardzo jednorodne posty, które trafiają tylko do jednej grupy, lepiej robić treści polimorficzne – takie, które:
- dają wartość różnym odbiorcom (np. marketerom, HR-owcom, przedsiębiorcom),
- mają wbudowany mechanizm rozprzestrzeniania.
Jak taki mechanizm wygląda?
To może być prosty dodatek w poście:
„Udostępnij dalej.”
„Kto z Twojego zespołu powinien to przeczytać?”
Dlaczego to działa? Bo klasyczne podejście do problemów ma jedną poważną wadę: zamyka nas w tunelu.
Psycholodzy mówią o „tunelowym myśleniu”: masz młotek, to wszędzie widzisz gwoździe.
A AI, którą nauczysz rozpoznawać strukturę, zaczyna podsuwać nie tylko gwoździe, ale też pineski, śrubki i zawiasy.
Pokazuje, że coś, co wygląda zupełnie inaczej, w rzeczywistości ma tę samą konstrukcję.
To jak nagle zobaczyć ukryte przejście w grze – i zupełnie nowe sposoby na wygraną.
Wirtualna rada nadzorcza
Problem: Emocje przeszkadzają w podejmowaniu dobrych decyzji.
Znasz to uczucie? Robisz coś w przypływie złości, euforii albo chwilowego entuzjazmu – a potem myślisz: „Mogłem to ogarnąć lepiej”.
Jeśli tak – ten sposób wykorzystania AI może Ci się spodobać.
Jesteśmy emocjonalni z natury. I to jest OK. Ale właśnie wtedy – w emocjach – najłatwiej o złe decyzje.
Dlatego stworzyłem coś, co nazywam moją wirtualną radą nadzorczą. Zespół, który pomaga mi złapać dystans, ochłonąć i podjąć lepszą decyzję.
Co robię: Tworzę zespół wirtualnych doradców
Zacząłem od testu Gallupa. Dostałem dość trafny obraz siebie:
mocne strony: analiza, niezależne myślenie, nauka, długofalowe planowanie,
– słabości: chaos rozwala mi rytm, lubię za bardzo analizować, miewam zapędy perfekcjonisty.
Te wyniki wrzuciłem do AI. Poprosiłem, żeby stworzyła dla mnie zespół doradców, którzy będą mnie uzupełniać. Nie poklepywać po plecach. Tylko zatrzymać, kiedy trzeba. Albo popchnąć, kiedy utknę.
Tak powstała moja wirtualna rada nadzorcza. Każdy doradca ma imię, osobowość i inny styl działania:
Astra – strateg.
Trzyma kurs. Pilnuje, żeby decyzje miały sens w dłuższej perspektywie.
Luna – specjalistka od napięć i motywacji.
Wyłapuje emocje, pokazuje ukryte konflikty, pomaga ruszyć z miejsca.
Blitz – kontroler i osobisty coach.
Aktywuje się, gdy potrzebuję kopa w tyłek albo deadline’u.
Echo – strażnik porządku.
Układa chaos, rysuje proces, przywraca sens, kiedy wszystko się rozłazi.
I najważniejsze: oni rzadko się ze mną zgadzają. I właśnie o to chodzi.
Efekty: Lepsze decyzje, mniej emocjonalnych ruchów
Za każdym razem, gdy czuję, że decyzja albo projekt może iść w złą stronę, „spotykam się” z moją radą nadzorczą. Mają czas. Mają swoje zdanie. I często… nie zgadzają się ze mną. Właśnie dlatego ich słucham.
Pomysł podsunęła mi historia Lincolna. Abraham Lincoln – bez AI, bez technologii – celowo otaczał się przeciwnikami. Wiedział, że jeśli będzie słuchał tylko przyjaciół, którzy mu przytakują, to daleko nie zajedzie. Potrzebował oporu. Kogoś, kto powie: „To nie ma sensu”.
I dokładnie tak działa moja rada.
Przykład z życia: Chciałem stworzyć nowy poradnik – dla przedsiębiorców, którzy mają „nudne” produkty. Nowy temat, świeża energia, duży potencjał. Ale rada powiedziała: rozwiń coś, co już masz. Produkt, który działa – ale da się go ulepszyć. Kalkulacja wygrała z emocjami. I dobrze. Bo to jeszcze nie był ten moment.
Dlaczego to działa: Bo my sami często jesteśmy ślepi na własne błędy. Traktujemy pomysły jak dzieci – nawet jeśli są niedoskonałe, to i tak je kochamy. A to nie jest dobra strategia w biznesie. Czasem potrzebujesz kogoś z zewnątrz. Kogoś, kto powie: „Zastanów się jeszcze raz”.
Gdy działasz sam, łatwo wpaść w tunel. Myślisz: „to dobry pomysł” – tylko dlatego, że czujesz, że taki jest. A nie dlatego, że naprawdę ma sens. Wirtualna rada pomaga mi się zatrzymać. Spojrzeć z boku. Zamiast jednego kierunku – widzę trzy.
Jak możesz to powtórzyć
Chcesz stworzyć własną radę? Zrób to krok po kroku:
- Zrób test osobowości. Może być Gallup, High5Test albo inny, który pokaże Twoje mocne strony.
- Wklej wyniki do AI. Zapytaj: „Jakie mam potencjalne braki na podstawie tych mocnych stron?”
- Poproś o stworzenie trzech doradców. Każdy z nich powinien mieć imię, osobowość i styl komunikacji.
- Niech komentują Twoje pomysły. I niech nie boją się Cię krytykować. Tylko wtedy to działa.
I gotowe. Masz osobistą radę nadzorczą. Taką, która czasem wyleje Ci kubeł zimnej wody. Wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz.
Strażnik zrozumiałych słów
Problem: Tekst, który jest zrozumiały dla Ciebie, nie zawsze jest zrozumiały dla innych.
Czasem potrzebuję świeżego spojrzenia na tekst, który właśnie napisałem.
I mam od tego swojego specjalistę.
Bo to, że tekst wydaje Ci się jasny i zrozumiały, wcale nie oznacza, że tak samo odbierze go ktoś z zewnątrz.
Jeśli piszesz artykuły, posty, oferty albo dłuższe maile – ten pomysł nie tylko Ci się spodoba, ale naprawdę się przyda.
Możliwe, że słyszałeś o czymś takim jak „klątwa wiedzy”.
To zjawisko szczególnie dotyka specjalistów – marketerów, inżynierów, księgowych… wszystkich, którzy znają się na tym, co robią.
Problem polega na tym, że osoby z dużą wiedzą zakładają, że inni mają podobną.
I dlatego piszą w sposób, który dla nich brzmi normalnie – ale dla kogoś z zewnątrz jest po prostu nieczytelny.
Teksty dotknięte klątwą wiedzy stają się zamglone.
Trudne.
Zniechęcające.
Co robię: Wrzucam teksty do Iskierki.
Na szczęście są na to konkretne zalecenia. Eksperci od języka – m.in. z Rady Języka Polskiego – opracowali zasady, które pomagają pisać jaśniej.
Chodzi o długość zdań, dobór słów, układ informacji.
Na tej podstawie stworzyłem Iskierkę – osobistego pomocnika, który rozjaśnia każdy tekst. Wrzucam do niej artykuł, ofertę, post – cokolwiek.
Proszę o sprawdzenie, co może być niezrozumiałe, zawiłe, chaotyczne. I dostaję poprawioną wersję.
Prosto.
Konkretnie.
Bez litości.
To dla mnie ważne, bo wiem, że teksty, które czyta się lekko i szybko wpadają do głowy, są bardziej wiarygodne i lepiej zapamiętywane.
Szanuję czas i uwagę moich czytelników – i nie wybaczyłbym sobie, gdyby ktoś stracił pięć minut na czytanie czegoś, czego nie da się zrozumieć.
Przykład: ustawa vs. język ludzki
Wziąłem taki, który przy pierwszym czytaniu robi kisiel z mózgu. Nie będę czytał całego – może prowadzisz auto, a nie chcę, żebyś zasnął – ale posłuchaj początku:
„Na podstawie art. 16 ust. 3 ustawy z dnia 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (Dz. U. z 2011 r. Nr 197, poz. 1172 i Nr 232, poz. 1378) ogłasza się w załączniku do niniejszego obwieszczenia jednolity tekst rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 14 września 2011 r. w sprawie sporządzania pism w formie dokumentów elektronicznych…”
Co zrobiła z tym Iskierka?
Najpierw diagnoza:
„Dzięki! Mamy tu bardzo formalny i skomplikowany urzędowy język. Czas to uprościć i sprawić, by tekst był zrozumiały bez konieczności czytania trzy razy.”
Potem nowa wersja:
„✏️ Propozycja prostszej wersji: W załączniku do tego obwieszczenia znajdziesz ujednolicony tekst rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z 14 września 2011 r. o dokumentach elektronicznych. Tekst uwzględnia zmiany wprowadzone 8 maja 2014 r. i został ogłoszony zgodnie z art. 16 ust. 3 ustawy o ogłaszaniu aktów prawnych.”
Na koniec dorzuciła komentarz:
„Najpierw konkret, potem podstawa prawna.” „Uporządkowałam informacje.” „Uprościłam tytuł aktu.”
Przyznaj, że ta wersja brzmi jak coś, co da się przeczytać bez bólu głowy.
Dlaczego to działa? Bo często nie zauważamy, że piszemy zbyt zawile. Nawet jeśli nie używamy trudnych słów, i tak potrafimy budować zdania jak z betonu – długie, poskręcane, z trzema wątkami naraz.
W naszej głowie to ma sens. Ale czytelnik nie siedzi w naszej głowie. Iskierka pomaga to wszystko uporządkować. Skraca. Upraszcza. I nagle z urzędniczego bełkotu robi się normalny język.
W takich momentach Iskierka jest bezlitosna – porządkuje myśli, skraca, upraszcza. I zamienia to, co było chaotyczne, w coś czytelnego.
Jak możesz to powtórzyć
Chcesz pisać jaśniej, prościej, z sensem? Zrób tak:
- Wejdź tu, zostaw swój email i odbierz dostęp do Iskierki.
- Wklej swój tekst – może być post, artykuł, opis produktu, mail.
- Poproś o analizę pod kątem zrozumiałości.
- Przeczytaj, co Ci zaproponuje. I nie zdziw się, jeśli poprawki będą miały więcej sensu niż oryginał.
Iskierka działa za darmo. Nie zapisuje tekstów, nie wysyła ich nigdzie dalej. To bezpieczne, prywatne narzędzie, które zawsze możesz mieć pod ręką. I które, gdy trzeba, zrobi Twojemu tekstowi mały remont generalny.
Negocjacje z samym sobą
Problem: Zaniżanie cen pod wpływem wątpliwości
Ostatni sposób, w jaki korzystam z AI, dotyczy wycen. Ale nie chodzi o negocjacje z klientami czy dostawcami. Chodzi o negocjacje z samym sobą.
Bo gdy wyceniamy swoje produkty albo usługi, bardzo często sami ze sobą toczymy cichą wojnę.
Znasz to? Ktoś prosi Cię o ofertę, zapyta o cenę – a zanim jeszcze wyślesz maila, w głowie zaczyna się festiwal wątpliwości.
„Może ta cena jest za wysoka?”
„Może lepiej zejść trochę, żeby nie stracić klienta?”
I zanim cokolwiek napiszesz, już zdążyłeś sam siebie przekonać, że warto dać mniej.
To właśnie są negocjacje z samym sobą.
Co robię: Wyceny wspierane danymi i AI
Zamiast tego wolę podejście chłodne i uporządkowane.
Dlatego wykorzystuję AI do wsparcia w wycenach – ale nie tak, żeby rzucała ceny z kosmosu.
Najpierw wrzuciłem do niej wszystko, co ma znaczenie:
zasięgi, liczbę odbiorców, subskrybentów newslettera, średnie stawki rynkowe i wartość, jaką realnie daję.
Na tej podstawie AI podpowiada mi sensowne widełki cenowe.
Ostateczna decyzja należy do mnie – ale wiem, w jakich granicach powinienem się poruszać.
I to działa, bo:
- nie zaniżam ceny pod wpływem emocji,
- mam przygotowane spójne oferty,
- oszczędzam czas – nie ślęczę nad każdą wyceną godzinami.
Przykład: Reklama w podcaście
Dostałem kiedyś zapytanie o reklamę w podcaście.
Poprosiłem AI o pomoc.
W odpowiedzi dostałem trzy różne pakiety:
- krótkie, 30-sekundowe intro,
- dłuższe lokowanie produktu w treści odcinka,
- emisję w kilku odcinkach z dodatkową zniżką.
Brzmiało to naprawdę sensownie.
Klient dostał wybór, a ja – poczucie, że oferta jest konkretna i dobrze przemyślana.
AI nie tylko podała ceny, ale też zaproponowała formy współpracy.
A wiadomo – jeśli klient ma opcje, łatwiej jest mu powiedzieć „tak”.
Dlaczego to działa? Bo to podejście eliminuje dwie rzeczy, które najczęściej rozwalają dobre wyceny: emocje i nadmierne myślenie.
A jak już wiesz – jedno i drugie to nie są moje supermoce.
Emocje wchodzą wtedy, gdy:
- za bardzo lubimy klienta,
- jesteśmy w dobrym (albo złym) humorze,
- chcemy wypaść dobrze albo się przypodobać.
I wtedy łatwo zejść z ceny.
AI tego nie robi. Nie ma emocji. Nie ma nastrojów. Liczy na chłodno.
Dzięki temu ceny, które podaje, są uczciwsze.
Bardziej obiektywne.
I – co ciekawe – często wyższe niż te, które sam bym zaproponował.
Jak możesz to powtórzyć
Jeśli też chcesz wyceniać swoje usługi i produkty w bardziej uporządkowany sposób:
- Zbierz dane, które mają znaczenie – zasięgi, liczby, wartość Twojego czasu, doświadczenie, realia rynku.
- Wprowadź je do AI – możesz to zrobić w jednej wiadomości albo jako zestaw promptów.
- Poproś o przygotowanie wyceny – z różnymi opcjami współpracy i zakresem usług.
I gotowe. Masz osobistego doradcę, który nie ma kompleksów, nie boi się cyfr i nie zaniży ceny tylko dlatego, że dziś masz gorszy dzień.
Na koniec
Każde z tych pięciu zastosowań pokazuje jedno: AI może realnie zmienić Twoje życie i biznes. Ale tylko wtedy, jeśli używasz jej z głową.
Sztuczna inteligencja jest jak aparat w smartfonie. Amator zrobi nim kilka przeciętnych zdjęć z wakacji. Selfie z imprezy u szwagra. Coś, co może wrzuci na Instagrama.
Ale w rękach kogoś, kto wie, co robi – ten sam aparat potrafi zatrzymać czas. Opowiedzieć historię. Złapać emocje.
Przestaje być tylko gadżetem. Zaczyna być narzędziem.
AI działa tak samo.
Dla wielu to będzie zabawka. Do śmiesznych grafik, szybkich animacji, przeciętnych tekstów.
Ale są też tacy, którzy nauczą się ją łączyć ze swoim rytmem pracy. Z procesami. Z decyzjami. I wtedy dzieje się magia.
Więc pytanie nie brzmi „czy warto”. Pytanie brzmi: gdzie?
Gdzie w Twoim życiu albo biznesie AI mogłaby naprawdę zrobić różnicę?
Jakie zadania powtarzasz, mimo że są nudne, żmudne i nie wnoszą nic nowego?
Gdzie czujesz brak wsparcia?
Kiedy ostatnio pomyślałeś: „przydałby mi się ktoś do pomocy”?
Zrób prostą rzecz.
Wypisz trzy obszary, w których sztuczna inteligencja mogłaby Cię realnie wzmocnić.
Nie jutro. Nie w przyszłym miesiącu. Teraz.
Bo najlepszy moment, żeby wskoczyć do tego pociągu, był rok temu. Drugi najlepszy… właśnie odjeżdża. A Ty jeszcze możesz zdążyć.